
Ktoś zwrócił mi niedawno uwagę, że moje wiadomości do was nie powinny być oparte tylko i wyłącznie na samej teorii, ale powinnam również pokazać wam praktyczną stronę na danym przykładzie. Jako, że nie chce niczego wymyślać, bo zależy mi na waszym ZAUFANIU opowiem wam część, że tak to ujmę walki z odszukaniem własnego "ja". Skąd możecie mieć pewność, że to prawda? Nie możecie, ale możecie pokusić się o obdarowanie mnie częścią swojej wiary.
Urodziłam się późnym wieczorem pierwszych dni lata. Moi rodzice byli młodzi i myśleli, że są gotowi na stworzenie pełnej rodziny. Jak się pewnie domyślacie tak nie było i mój ojciec nas zostawił tym samym pozostawiając moja mamę z odpowiedzialnością jaką jest wychowywanie dziecka. Nie była oczywiście sama, bo jak to mówi opowiadając mi o przeszłości- wszyscy mnie od razu pokochali.
Gdzie haczyk? Haczyk jest tu, że skoro wszyscy mnie pokochali, to dlaczego i on nie mógł tego zrobić. Na początku oczywiście wykazywał jakiekolwiek chęci, ale nie sprawdzał się w roli ojca, zwłaszcza gdy z jego powodu trafiłam do szpitala z zagrożeniem życia. Nie minęło dużo czasu i wycofał się z mojego życia nie płacąc nawet marnych alimentów.
Babcia a jego matka odwiedzała mnie raz do roku, aby wykupić swoje winny dając mi worek pełen prezentów. Mówiłam jej per "Pani Babciu", bo co w końcu może powiedzieć dziecko do osoby, której nie widzi cały rok? Kiedy mama odebrała ojcu prawa rodzicielskie do mojej osoby, wtedy i ona zniknęła. Z dziadkiem nie miałam raczej problemów, że był i odszedł. On z góry powiedział, że nie chce mnie poznać, a ciotki także nie odegrały w moim życiu większej roli.
Żyłam z innym nazwiskiem, bo mama ponownie wyszła za mąż i na świat przyszedł mój brat, który w późniejszych latach wypytywał mnie o tajemnice mojej odmienności nazewniczej. Nie było to oczywiście łatwe, bo jak 10-cio letnie dziecko ma się przyznać do tego, że jest odmieńcem kiedy to w sumie chce ono o tym zapomnieć? Poza tym moje stosunki z bratem również nie należały nigdy do najlepszych. Chciałam akceptacji z jego strony.
Jak się CZUŁAM? To proste. Inna, niepotrzebna, zbędna. Jak znajda znaleziona pod drzwiami. Towarzyszyły mi ciągłe wątpliwości i niepewność. Zwątpienie w swoja własną WARTOŚĆ. Pytanie jakie mi towarzyszyło przez lata to pytanie samej siebie kim tak na prawdę jestem, poco tu jestem i czy wszystko ze mną w porządku.
Pomimo wielu problemów i załamań w końcu myślę, że odnalazłam własne "ja". Nie poddałam się i ciągle szłam przed siebie. Poznałam odpowiedzi na większość nurtujących mnie pytań, część dalej pozostaje dla mnie zagadką, ale nie przejmuje sie tym.
Ktoś zapytał mnie kiedyś czy wybaczyłabym swojemu ojcu to,że nas zostawił i zrezygnował z nas tak łatwo. Tak na prawdę przestałam mieć do niego żal już dawno temu, nawet nie wiem jak wygląda jest mi obcą osobą. Nie wychowywałam się w patologicznej rodzinie. Byłam obdarowana miłością, miałam to co chciałam i nie mogę narzekać. BYŁAM szczęśliwa choć zagubiona w tym całym amoku. JESTEM szczęśliwa, lecz nie do końca pogodziłam sie z przeszłością, ale sądzę, że jestem już gotowa na to co przyniesie mi przyszłość.

~Wiktoria
1 komentarz:
Pięknie napisane, bo prawdziwie.
Prześlij komentarz